wtorek, 3 listopada 2015

jestem bo ... jesteś

Czyli o tym jak zostałam mamą




Właśnie minął miesiąc od kiedy w naszym życiu pojawiła się Maja.
   Nie Huanita jak sobie żartowaliśmy ani Hana jak pierwotnie zakładaliśmy (stąd nazwa bloga).
Czy coś się zmieniło?
Wszystko!
   Nie było wielkiego "bum", eksplozji uczuć. W szpitalu raczej stres żeby nie zrobić małej krzywdy, żeby przespała spokojnie noc i płacz kiedy nie mogłam jej nakarmić.
Uczucie do mojej kruszynki przyszło dopiero po pierwszej nocy w domu. Obudziłam się, podeszłam do łóżeczka i nie mogłam się napatrzeć...
Śpiące dziecko wyciągnęłam z łóżeczka i zaczęłam tulić i płakać ze szczęścia!
Z wdzięczności, że moje dziecko jest zdrowe, że wszystko poszło ok, że jest taka śliczna!
Początki były trudne, miałam problem żeby malutką nakarmić, ciągle płakała a po kilku dniach doszły kolki... oj ciężkie to były noce.
Dziś wszystko wychodzi na prostą.
Uczymy się siebie nawzajem, cieszymy każdą wspólną chwilą i pogłębiamy naszą więź.

Maja już owinęła sobie rodziców i dziadków dookoła paluszka.
Ciągle tylko śpi, nic nie robi a i tak wszyscy się nią zachwycają.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz